SzukajSzukaj
dołącz do nas Facebook Google Linkedin Twitter

Dlaczego reaktywacje dawnych serialowych hitów często kończą się po jednym sezonie?

Przyglądając się reaktywacjom dawnych serialowych hitów, widać wyraźnie, że ich średnia długość wynosi trzy sezony, podczas gdy oryginały emitowane były zazwyczaj co najmniej osiem lat. Powrót „Murphy Brown” skończył się po jednym sezonie, a nowe odcinki „Frasiera” spotkały się z chłodnym przyjęciem amerykańskich krytyków już po premierze. Jakim jeszcze tytułom skrócono drugie telewizyjne życie?

Rozpoznawalne tytuły i ich gwiazdy mogą zagwarantować duże zainteresowanie przy małych nakładach promocyjnych, co bywa kuszące dla stacji telewizyjnych i platform streamingowych. Jednak długoterminowe efekty bywają rozczarowujące. W odróżnieniu od rebootów i sequeli, które same w sobie są ryzykownymi przedsięwzięciami, w serialowych kontynuacjach występują ci sami członkowie obsady powracający do postaci, które w przeszłości cieszyły się sympatią widzów. Bywa jednak, że fani w swoim wyobrażeniu inaczej widzieli dalsze losy bohaterów niż to, co zaproponowali twórcy. Z tego powodu, średnia długość serialowej reaktywacji w amerykańskiej telewizji wynosi trzy sezony, podczas gdy oryginały emitowane były zwykle przez osiem lat.

Reaktywacje sitcomów

Dużo większym ryzykiem obarczone są powroty sitcomów modnych w latach 80. i 90., które dzisiaj odstraszają widownię swoją formułą. Testem cierpliwości widzów będą losy nowego sezonu „Frasiera”, który w Polsce pojawił się 3 listopada w ofercie SkyShowtime. - Powroty sitcomów po latach może i miałyby sens, gdyby ich twórcy umieli przenosić tamte historie i tamtych bohaterów do współczesności, zamiast kurczowo trzymać się formuły, która kiedyś działała, a dziś po prostu trąci myszką – mówi redaktor naczelna Serialowej, Marta Wawrzyn.

Warty wspomnienia jest powrót serialu „Murphy Brown” w 2018 roku. Twórczyni Diane English i gwiazda sitcomu Candice Bergen założyły, że bohaterka może wyśmiać i krytykować prezydenturę Donalda Trumpa podobnie jak w pierwszych sezonach komentowała prezydenturę Busha seniora. Nie spodziewały się jednak tego, że – jak pisali amerykańscy recenzenci - większość ich dawnej publiczności aktualnie sympatyzowała z Trumpem, albo, po prostu nie żyła. Nowa publika nie przyjęła powrotu Murphy Brown z entuzjazmem.

- Nowy „Frasier” niestety idzie drogą „Murphy Brown”, żerując na nostalgii i starając się odtworzyć dawny klimat po dwóch dekadach i powtórzyć dokładnie ten sam przepis na sukces w nowych okolicznościach. Doktor Crane (Kelsey Grammer) po raz kolejny więc zmienia miejsce zamieszkania, próbuje naprawić relację z kolejnym bardzo bliskim członkiem rodziny - nie tak wyrafinowanym jak on, co oczywiście znów jest okazją do podobnych żartów, opartych na różnicach klasowych - i spotyka osoby, będące jakimiś wersjami dawnej ekipy. Nawet żarty z życia miłosnego kobiet z otoczenia Frasiera powracają - kiedyś był praktycznie slut-shaming Roz, dziś serial kpi z tego, że profesorka Harvarda nie potrafi sobie „znaleźć chłopa”. I już na poziomie zwiastuna wygląda to fatalnie, jak kolejny serial, który utkwił w czasie w każdym możliwym sensie tego określenia, i wraca tylko dlatego, że jego twórcy i główny aktor nie mają lepszego pomysłu na siebie. A przecież w latach 90. „Frasier” był jednym z najinteligentniejszych sitcomów. Co więcej, stare odcinki po latach, mimo pewnych zgrzytów, wciąż ogląda się świetnie, co jest zasługą świetnie napisanych żartów i obsady, której nie da się tak po prostu zastąpić – w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl ocenia Marta Wawrzyn.

Sukces czy porażka?

Nie wszystkie powroty po latach skazane są na porażkę. Sukcesem okazał się serial „Roseanne” (nie dla odtwórczyni głównej roli, która została wyrzucona z obsady za rasistowskie komentarze na Twitterze, a jej bohaterka uśmiercona), który po skandalu z Roseanne Barr zmienił tytuł na „The Conners”. Powstało już sześć sezonów (od 2018 roku do dzisiaj), a oryginalna „Roseanne” emitowana była przez dziewięć (1988-1997). Gdy w 2018 roku serial wrócił z nowymi odcinkami, oglądało go prawie 20 milionów widzów. Dla telewizji ABC był to ogromny sukces.

Być może „Frasier” jeszcze podniesie się po pierwszych chłodnych recenzjach amerykańskich krytyków i zyska przychylność widowni jak rodzina Connerów.

- Generalnie problem z powrotami seriali po latach jest taki, że seriale są odbiciem tego, w jakim miejscu i czasie znajdujemy się jako społeczeństwo. Twórcy „Frasiera”, którzy w latach 90. byli przecież bardzo do przodu, powinni więc byli zacząć od zadania sobie pytania, jak wyglądają dziś najlepsze telewizyjne komedie i dlaczego inaczej niż kiedyś. Być może powinni byli zrezygnować ze sztywnych sitcomowych ram i śmiechu z puszki, przez które serial sprawia wrażenie przestarzałego, i w zamian stworzyć współczesny komediodramat z tym samym bohaterem. Pisanie marnych kopii wątków i postaci, które już widzieliśmy w lepszej wersji, to też nie jest dobra droga. Nie wróżę więc dużego sukcesu nowemu „Frasierowi” i jest mi z tego powodu przykro jako fance oryginału. Ale myślę, że jeszcze gorzej wypadłby powrót „Przyjaciół”, gdyby ktoś kiedyś chciał wyciągnąć i tego trupa z szafy – wyjaśnia ekspertka z Serialowej.

Sukcesem zakończył się także powrót bohaterów „Pełnej chaty” w produkcji Netfliksa zatytułowanej „Pełniejsza chata” (2016-2020). Powstało pięć sezonów mimo głosów rozczarowania krytyków, na które Reed Hastings odpowiadał, mówiąc, że każdy serial jest dobry jeśli znajdzie swoją widownię. „Pełniejsza chata” znalazła i to niemałą.

Oryginał i epigoni

Fani „Kronik Seinfelda” zastanawiają się, czy Jerry Seinfeld i Larry David podejmą drugą próbę zakończenia sitcomu. Przypomnijmy, że finał serialu NBC wzbudził sporo kontrowersji i nie wszystkim przypadł do gustu (mowa o słynnym aresztowaniu bohaterów i procesie sądowym oderwanym od typowej fabuły „Kronik Seinfelda”).

Podczas niedawnego występu scenicznego komik Jerry Seinfeld powiedział publiczności w bostońskim Boch Center, że ma „mały sekret” dotyczący finału kontrowersyjnego serialu NBC i że „stanie się coś, co będzie miało związek z tym zakończeniem”. „To jeszcze się nie wydarzyło” – tajemniczo poinformował bostońską publiczność. „I właśnie o tym, o czym myślicie, Larry i ja również myśleliśmy, więc przekonacie się za jakimś czas”. Seinfeld nie opowiedział więcej o tym, nad czym on i David będą pracować – nie wiadomo więc, czy będzie to odcinek specjalny, czy cały sezon serialu. W 2018 roku Seinfeld powiedział Ellen DeGeneres, że powrót komedii jest możliwy, ale od tamtego czasu nic się w kwestii reaktywacji serialu nie zdarzyło.

- Jeśli chodzi o potencjalny powrót „Kronik Seinfelda”, paradoksalnie aż tak się go nie obawiam, z tego względu, że to nie jest koncept, który się zestarzał. Powiedziałabym wręcz, że do dziś trwają próby podrabiania tego, co udało się Seinfeldowi. Ci bohaterowie mogą po latach usiąść w tej samej knajpie i poprowadzić kolejną absurdalną rozmowę „o niczym”, jakby wcale nie minęły dwie dekady. Jeśli tylko wszyscy aktorzy będą chcieli wrócić do swoich ról, a za sterami ponownie staną Jerry Seinfeld i Larry David, mam wrażenie, że wszystko będzie OK. Mówię tak również dlatego, że przecież był już „Seinfeld Reunion” - w 7. sezonie „Pohamuj entuzjazm” - i niezależnie od tego, czy aktorzy grali akurat samych siebie, czy z powrotem wcielali się w George’a, Elaine i spółkę, byli świetni. Myślę, że kto jak kto, ale ta ekipa na komedii się zna, wie, w którym roku żyjemy, i nie zaserwuje nam odgrzewanego kotleta – podsumowuje naczelna Serialowej, Marta Wawrzyn.

Inne warte wspomnienia seriale, które w ostatnich latach doczekały się wznowienia, to m.in. „Dallas” (1978-1991). Nowe odcinki emitowane były w latach 2012-2014. Wysokobudżetowa opera mydlana po powrocie cieszyła się sporą oglądalnością, ale problem polegał na tym, że twórcy nie byli zdecydowani, czy wracać do starych postaci, czy skupiać się na nowych, co ostatecznie spowodowało odpływ widowni, problemem stały się także koszty produkcji.

Godny przywołania jest także przykład serialu „Will i Grace”. Powrócił w 2017 roku i doczekał się trzech sezonów (produkcję zakończono w 2020). Oryginał emitowany był osiem lat (1998-2006). Stacja NBC spodziewała się sukcesu reaktywacji komedii, ale w ciągu pierwszych sześciu miesięcy oglądalność nowych odcinków spadła o 70 procent. Przed emisją trzeciego sezonu gwiazda Sean Hayes ogłosiła, że będzie to pożegnanie. Wygląda na to, że ostateczne.

Serial „Frasier” dostępny jest na platformie SkyShowtime. Powrócił z nowymi odcinkami 3 listopada br.

Dołącz do dyskusji: Dlaczego reaktywacje dawnych serialowych hitów często kończą się po jednym sezonie?

4 komentarze
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. Wirtualnemedia.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Jeżeli którykolwiek z postów na forum łamie dobre obyczaje, zawiadom nas o tym redakcja@wirtualnemedia.pl
User
Daf
Te seriale były osadzone w innych realiach i odświeżanie ich nie ma sensu, ponieważ to co śmieszyło/fascynowało wtedy, nijak ma się do dzisiejszych czasów. Inny klimat, inny odbiorca, wszystko jest inne. Dawny widz dojrzał, a młodzież po prostu tego nie czuje...
0 0
odpowiedź
User
Tak, że tego
Daremne żale - próżny trud,
Bezsilne złorzeczenia!
Przeżytych kształtów żaden cud
Nie wróci do istnienia.
0 0
odpowiedź
User
Tomekk2803
Powodów jest kilka to już nie jest to co dawniej. Telewizje liczą jeśli jakiś serial bił rekordy populaności i oglądalności to przyniesie i tym razem im sukces. Kiedyś jak nasza rodzima telewizja kupiła serial i jak był on dobry to ludzie z zaciekawieniem zasiadali przed telewizorami jesli emisja była tylko raz w tygodniu to nie mogli się doczekać kolejnego odcinka. A teraz często jest wrzucony cały sezon i ludzie oglądają kiedy mają czas a nie jak telewizja emituje. Poza tym skończyła się pewna historia i wracać do dawnej historii sprzed kilku a nawet i kilkunastu latach nie ma sensu.
0 0
odpowiedź